Nadeszła ta wiekopomna chwila, kiedy to moja maleńka córeczka gasząc pierwszą świeczkę na swym pierwszym torcie, no niezupełnie samodzielnie gasząc co prawda... z niemowlęcia przeistoczyła się w małe dziecko :) Pierwsze urodziny wiadomo nie mogą się odbyć bez tortu, bez rozradowanych dziadków, gromady ciotek i wujków, ale w mojej rodzinie nie mogą odbyć się również bez nakrycia głowy tegoż małego jubilata. Rzeczywiście jest to jakieś niepisane prawo w mojej familii, jakaś nieformalna tradycja.. po prostu dziecko musi mieć cos na głowie i basta! O ile z chłopcami, których wśród moich najbliższych przez ostatnie lata był istny wysyp, jest troszkę łatwiej, bo taki mały kajtek wygląda uroczo i w indiańskim pióropuszu i w kapitańskiej czapce, o tyle z dziewczynką jest sprawa skomplikowana w swej prostocie.. mus był, żeby była korona.. tylko po pierwsze primo badziewiarskie, tandetne, plastikowe korony odrzucały mnie na kilometr od razu.. nie wspominając już o jakichś brokatowych koszmarkach, tudzież metalowych tiarach po drugie secudno, trzeba było wymyślić coś coby trzymało się na małej główce, nie uszkadzając tejże główki. Odrzuciłam również pomysły z wstążkami wiązanymi pod szyją, czy nie daj boże gumeczką jakowąś.. Trzeba było coś stworzyć samodzielnie, tylko co dokładnie... i wreszcie przyszło olśnienie.. Przyznaję się bez bicia, że znalazłam inspirację na cudownym blogu LLOOKI , która tworzy prawdziwe arcydzieła.. i postanowiłam spróbować uszyć koronę z materiału... miękką i dokładnie dopasowaną do główki mego dziecięcia.. Złapałam kawałek materiału, kilka perełek i igłę i w jeden wieczór powstało coś takiego:
A tu już jubilatka w rzeczonej koronie na głowie :)
super pomysł
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam zainspirować:) Masz obłędnie śliczną córeczkę!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!