poniedziałek, 8 lutego 2010

tańcowała igła z nitką ...


Moja córa dostała ostatnio od babci polarkowy kocyk w myśl zasady: "Zima jest i jest zimno, więc kolejny kocyk dla dziecka przyda się, a jakże"... Kocyk mimo, że mięciutki i bardzo przyjemny w dotyku, wydał mi się nieco smutny.. Ot taki ciemno-smętno-niebieski... Postanowiłam go troszkę rozjaśnić.. naszyłam więc na nim kilka takich kwiatków, każdy płatek wypychając cierpliwie poduszkowym wkładem, aby może odrobinę ciekawszy efekt uzyskać.. Prawda, zajęło mi to kilka wieczorów ... pewnie byłoby szybciej, ale po pierwsze primo wciąż nie posiadam tej jakże upragnionej maszyny do szycia, a po drugie secundo, potwornie trudno naszywać kolejne płatki, kiedy raz po raz, niespełna roczny glut ucieka z jednym z nich w garści i za nic oddać nie chce... 

W każdym razie udało się wreszcie i kocyk oprócz nowego emploi zyskał również zupełnie nową funkcję, gdyż od razu podpasował mi na swego rodzaju ochraniacz do łóżeczka dla małej, która z uporem maniaka podczas snu wciska stopę pomiędzy szczebelki... Wiem, wiem.. niebieski dla dziewczynki? podczas gdy w dziewczęcych pokojach króluje nieśmiertelny róż?

A co mi tam, ja stanę okoniem i już!

1 komentarz: