poniedziałek, 31 maja 2010

Ogrodniczka kwiatów miłośniczka



Już oficjalnie chyba mogę oświadczyć, że szycie lalek mnie wciągnęło na amen! Pracochłonne to zajęcie, nie powiem, ale za to jakże przyjemne uczucie, kiedy kolejna panienka wyskakuje spod igły :) Tym razem uszyłam ogrodniczkę w ogrodniczkach rzecz jasna bo jakże inaczej. Ogrodniczki z dżinsu, warkocze obowiązkowe, chusteczka na głowie i dalej do pracy w ogrodzie, choćby boso :) Zaopatrzyłam ją w soczyście zieloną konewkę, którą ulepiłam z modeliny. Tak jakoś ten atrybut ogrodniczki wydał mi się najbardziej właściwy do pracy w ogrodzie…

Zdjęcia robiłam dzisiaj choć pogoda krzyczała, żeby się jednak powstrzymać, bo szaro, ponuro i mokro za oknem, ale nie mogłam dłużej czekać. Przedstawiam Wam więc moją ogrodniczkę. Oto ona.




...i jeszcze jedno, nieco mniej twarzowe ujęcie :D

środa, 26 maja 2010

dla mamy :)


Dla mamy, żeby jej przypomnieć jak bardzo jest dla mnie ważna, przypomnieć tylko, bo mam nadzieję, że wie o tym na codzień :) zrobiłam proste pudełko i ozdobiłam je groszkową wstążką...


a w srodku, żeby konweniowało z wypisanymi na wieczku życzeniami takie oto ciacha :) według przepisu z cudownego bloga Moje Wypieki, (w tajemnicy szepnę, że wychodzą zawsze.. a kucharka, przyznam się bez bicia, ze mnie żadna).

...żeby nie było - mama męża też takie dostanie :)...

poniedziałek, 17 maja 2010

seniorita Margerita


Oj dawno nie pisałam, ale przysięgam, że codziennie zaglądałam i podziwiałam Wasze dzieła .. muszę się przyznać bez bicia, że ten blogowy świat zaczyna mnie coraz bardziej wciągać…
Leje bez przerwy i szaro-buro na zewnątrz.. Czekałam na ładną pogodę, żeby zrobić zdjęcia kolejnej lali.. Dziś poddałam się i nie bacząc na ścianę deszczu zaczęłam pstrykać. Oto efekt. A obiekt fotografowany to seniorita Margerita. Namęczyłam się potwornie z jej fryzurą, wyszło coś na kształt uczesania księżniczki Lei.. Hmmm… ?! Może się czepiam, ale i tak bardzo się cieszę, że w końcu jest!

..baletki i spódniczka na tiulowej haleczce..





rzeczona fryzura...



Pozdrawiam i życzę (sobie i Wam) upragnionego słońca!

czwartek, 6 maja 2010

Kermit Żaba - czyli potrzeba matką wynalazku :)

Zapewne żadnej mamie, tudzież nie mamie, za to osobie mającej stały kontakt z małym, no dajmy na to kilkunastomiesięcznym dziecięciem, nie trzeba jakos specjalnie tłumaczyć jaką katorgą może okazać się kilkugodzinna podróż samochodem z takim młodym pasażerem....nasza mała przypięta do fotelika, po kilku minutach podziwiania uciekających za oknem drzew, zaczyna sie potwornie nudzić i niezmiennie potwornie marudzić... Ponieważ na tegoroczną majówkę postanowilismy wyjechać w jakies przyjemne miejsce z dala od miejskiego zgiełku, trzeba było podjąc jakie kroki, celem uprzyjemnienia maluchowi trudów podróży.. Olsniło mnie dosłownie na dzień przed wyjazdem.. Córa została zahipnotyzowana krótkim telewizyjnym występem słynnej żaby, pomyslałam, że to może być to! Wyszperałam kawał zielonego materiału i nożyczki poszły w ruch. W taki sposób narodziła się pacyna Kermita, która może i nie do końca strannie wykonana (tłumaczę to brakiem czasu), ale za to jakże skutecznie odpędzała smutki naszej córci podczas nużącej podróży samochodem :)