poniedziałek, 1 grudnia 2014

Christmas countdown




To moja wersja kalendarza adwentowego. Ten okaz od dzisiaj wisi na naszej ścianie i swoją obecnością uwolnił mnie od obowiązku odpowiadania na zadawane codziennie (!) pytanie o to kiedy będą święta. 
Z marszu stał się łakomym kąskiem dla pewnego małego słodyczowego skrytożercy :P i liczę, że może przy okazji stanie się też małą lekcją cierpliwości :D


A święta w tym roku zapowiadają się wyjątkowo, bo przecież będzie o jedną rozdziawioną buzię na widok choinkowych światełek więcej :D

Odliczanie czas zacząć!

piątek, 21 listopada 2014

roar like dinosaur

Młody wprawdzie już przestał ryczeć przeciągle :P ale i tak zdążył zainspirować mnie do stworzenia bandy prehistorycznych stworów. No bo niby co innego powiesić nad łóżeczkiem małego krzykacza? Jakoś pszczółki i motylki zupełnie mi do tej roli nie pasowały.




A co do wieści z placu boju, to coraz lepiej się dogadujemy :D Dzieciaki się uwielbiają i mam nadzieję, że to im zbyt szybko nie minie. Młody rośnie błyskawicznie i wprost wychodzi z siebie na widok starszej siostry, a ja powoli zaczynam ogarniać ten cały życiowy rozgardiasz, który u nas ostatnio zapanował :D

Panna Julianna w jesiennej osłonie (tak, jeszcze niedawno było zupełnie ciepło)

a na deser porcja solidnych wygłupów :D
Pozdrawiam!

wtorek, 1 lipca 2014

newborn crib



Młody zamieszkał tymczasowo z nami w "dużym" pokoju, szumnie zwanym salonem :D Jego kącik, dzięki zastosowaniu mocno ograniczonej palety barw :D nie wyróżnia się jakoś drastycznie. Spokojnie można powiedzieć, że został zrobiony na szaro.  

Do kompletu z gwieździstym kocykiem uszyłam ochraniacz do łóżeczka, który przyda się pewnie za czas jakiś, gdy Młody zacznie się wiercić.

 Tkaniny w gwiazdki wystarczyło jeszcze na taki powiedzmy organizer :D

i na koniec jeszcze, w kąciku Młodego znalazła miejsce dla siebie taka oto męska :D (bo z aplikacją w kształcie ciągnika :D) kosmetyczka na przeróżne niezbędne drobiazgi :D

A nasz trzytygodniowy lokator prezentuje się tak: 
Pozdrawiam,

poniedziałek, 16 czerwca 2014

the missing piece of the puzzle

Wreszcie jesteśmy w komplecie, już jest z nami, mały, wyczekany i wyleżany szkrab :D Teraz jesteśmy na etapie całowania, przytulania i zachwycania się absolutnie każdym grymasem na jego drobnej buzi. Oczywiście, żeby nie było tak słodko to jest też etap nieprzespanych nocy i ogólnego bałaganu w domu, ale tak właśnie ma być. Młody od razu skradł serce panny Julianny, zdetronizował mamę i tatę i tu cytuję jej słowa: "jest najukochańszy w naszej rodzinie". Jak na razie miłość między nimi kwitnie :D


środa, 7 maja 2014

jealousy between siblings... how to deal with that?


Młody człowiek, dla którego uszyłam gwieździsty kocyk ma starszą siostrę, która okazała się być małą zazdrośnicą. Kategorycznie zażądała podobnego kocyka dla siebie, a pisząc "kategorycznie zażądała" mam na myśli tak długo wpatrywała się we mnie spanielimi oczami, aż uległam. Koc dla Młodej jest znacznie większy i właściwie swobodnie może pełnić również funkcję narzuty na łóżko. Z resztek dodatkowo powstał taki oto słoń i tu znowu kłopot, bo słoń nie ma rodzeństwa ;D 
Jakkolwiek dziwacznie to brzmi, leżenie plackiem wychodzi mi już bokiem... pocieszam się, że jeszcze TYLKO kilka tygodni i znowu stanę na nogi :D i wtedy dopiero walka z siostrzaną zazdrością przybierze realny wymiar :D

pozdrawiam,

poniedziałek, 24 marca 2014

if you want to make God laugh, tell him your plans..


Miał być wyjazd na ferie, miały być wiosenne spacery, miał być mały remont.. nic z tego! Jest: przymusowe leżenie, kilkutygodniowy (wręcz) areszt domowy.. Jak widać, możemy sobie planować co tylko chcemy, a los często i tak ma to w nosie.. leżę zatem, powtarzając sobie wciąż, że tak trzeba i że to tylko tymczasowa sytuacja i oczywiście (a jakże :P) planuję, co będę robić jak tylko dane mi będzie wrócić do normalności. 


Na szczęście leżąc plackiem można mimo wszystko wiele robić, jeżeli się tylko chce, a mnie na szczęście jeszcze się chce :D Na razie udało mi się uszyć kocyk/kołderkę dla pewnego długooczekiwanego malucha. Trudność polegała na tym, że nie wolno mi było usiąść przy maszynie, więc jest zrobiony w 100% ręcznie :) nic mnie nie powstrzyma :)


We planned to go on vacation, we also planned some renovation, but our plans did not work out. Quite unexpectedly, we found that for a few weeks I just have to stay in bed. This situation is very difficult and complicates my life and my family life a little bit. Fortunately, despite the limitations, many things you can do in spite of everything. I insisted and finnally  made a baby blanket. It was not easy, because I could not use a sewing machine.
Here it is :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

How to travel with kids without losing your mind...




Ten domek uszyłam specjalnie z przeznaczeniem na wakacyjną podróż i rzeczywiście pojechał z nami na zeszłoroczne wakacje. 


   

Zamieszkała w nim para skarpetkowych misiów i cała rzesza gadżetów, których zadaniem było odklejanie nosa panny J. od tabletu.




W dużej mierze się udało, choć zaznaczyć należy, że oprócz rzeczonego domku wypchanego po dach zabawkami, grami i innymi ustrojstwami, jechało z nami jeszcze wielkie torbiszcze pełne książek i gazetek wszelkiej maści (kto podróżował autem z kilkulatkiem dłużej niż dobę, ten wie o czym mowa). Jechał z nami również spragniony urlopu nad ciepłym morzem pan rekin, którego wnętrzności okazały się być niezwykle przydatne podczas długiej, monotonnej podróży. 
 








Temat  mocno wakacyjny poruszam ze względu na zbliżający się wyjazd na ferie i co za tym idzie podróż, na szczęście kilkugodzinną zaledwie. Może macie jakieś swoje sprawdzone patenty na uatrakcyjnienie podróży, unieruchomionemu w foteliku kilkulatkowi?



PS 1: Moi rodzice nie doceniali znaczenia zaplanowanych przezornie przed podróżą atrakcji dla dzieci, więc podczas każdej wyprawy KAŻDEJ absolutnie, przez cały czas jej trwania, śpiewałam na całe gardło, w kółko i bez końca, z nudów oczywiście „Czterech małych murzynków, poszło do lasu po mech...” (znacie to?)

PS 2: Daleko jeszcze?

poniedziałek, 10 lutego 2014

Don’t let the winter get you down!




Nie wiem jak to możliwe, że czas tak gna. Ostatnie miesiące, albo minęły w mgnieniu oka, albo ja zapadłam w jakiś sen zimowy. Zimy nie lubię, bo jest zimno :P, bo dni są krótsze, bo jakoś wszystko wolniej robię niż zwykle, zwalniam, a świat jakby na złość wcale nie kręci się wolniej. Serio, nie znoszę zimy.. Musiałam się wiec porządnie zmotywować, wziąć w garść i zająć czymś co sprawi, że paradoksalnie nie będę już miała czasu kompletnie na nic, w tym również na narzekanie na zimę. Sprzyjającą temu okazją stały się zbliżające nieuchronnie urodziny Młodej. Jak przystało na matkę wariatkę, mimo tego, że czasu zostało niewiele, zaplanowałam wielkie party a na nim milion pięćset sto dziewięćset atrakcji :D i tym oto sposobem, rozpoczynając prawdziwy wyścig z czasem, sama sobie strzeliłam w stopę :P


I don’t know how time flew by so fast. I’ve fall into winter sleep or the last few months have just gone in a blink. I don’t like winter simply because it’s cold :P , because days are shorter and because  I’m pretty slow at anything I’m doing and I hate it. I had to motivate myself to find something to distract my mind and keep me busy. And I found it. Although I don’t have lot of time I’ve planned to organize a big birthday party for my five year’s old and I hope that I manage to do everything I came up with. Anyhow, the race against time starts now.